Posty

Jak uczymy się włoskiego

Obraz
Nie lubię nudy, stania w miejscu. Zawsze musi się coś dziać. Podobnie jest z nauką włoskiego. Ciągłe wkuwanie słówek z książki czy duolingo potwornie mnie nudzą. Na szczęście jestem kopalnią pomysłów, dlatego od razu zabrałam się do działania :) Razem z Matteo (kolegą z Holandii) obejrzeliśmy już odcinek Montalbano po włosku. Przyznam, że z angielskimi napisami, przecież nie rozumiem jeszcze wszystkiego. Śmialiśmy się przez połowę odcinka, a na końcu zgodnie stwierdziliśmy, że historia nie miała zupełnie sensu...ale dotrwaliśmy do końca i planujemy niedługo drugie podejście.  Drugim moim pomysłem jest...TOPOLINO :) Czyli komiksy z Myszką Miki. Znalazłam antykwariat, w którym udało mi się dorwać komiksy w świetnej cenie...I już jeden przeczytany! Oprócz komiksów, kupiłam również i libri gialli, czyli kryminały Agaty Christie. W latach 50-70. wszystkie kryminały we Włoszech wydawane były z żółtymi okładkam, stąd nazwa i libri gialli (żółte książki :)).  Bardzo ważne jest również, aby jak

Tutta la gente

 Kto by pomyślał, że słowo LUDZIE w języku włoskim jest w liczbie pojedyńczej?! People, Leute, ludzie...LA GENTE. I weź tu człowieku pamiętaj, że tworząc zdanie muszisz używać czasownika i przymiotników jakby dla jednej osoby...pomimo, że mówisz o ludziach...na przykład: "C'è molta gente nella piazza" (Na placu jest mnóstwo ludzi)...tłumacząc to zdanie na polski zorientowałam się jednak, że w sumie używam czasownika "być" w liczbie pojedyńczej...idąc dalej...dla słowa LUDZIE używamy "jest" i "są" na zmiane, w zależności od kontekstu...Chyba jednak polski jest bardziej skomplikowany ;)  Idźmy dalej...spróbujmy powiedzieć "jej kanapka" - il suo panino....a "jego kanapka"? Hm...il suo panino...tutaj pomoże tylko kontekst... I dodam jeszcze moje ulubione, czyli czasowniki, które są bardzo podobne. Na przykład fare (robić), trovare (znaleźć) i provare (próbować)...Mio Dio! Koniec pisania, idę się uczyć :P 

Pierwsza lekcja włoskiego

Obraz
Po porannej kawie, spacerze i wspinaczce po bardzo stromych schodach dotarłam do mojej szkoły. Od razu przywitał mnie przemiły Gianluca, który jest czymś w rodzaju sekretarki i mózgu całej Paroli (szkoła nazywa się Parola). Oprowadził mnie po budynku i zaprowadził do sali, gdzie grupa ma zajęcia. Moje oczy powędrowały od razu w stronę sufitu, na którym znajdował się przepiękny fresk. Kto wie, może Michał Anioł strzelił go sobie dorabiając na malowaniu sufitów? ;)  Jako jedyna nowa uczennica w grupie od razu zostałam zbombardowana pytaniami na temat swojego pochodzenia i kraju. Opowiedziałam krótko o Polsce i okazało się, że grupa zna nasz kraj przede wszystkim z pierogów, kiełbasy i wódki. Francesca, czyli nasza nauczycielka gramatyki zachwycała się z kolei Wieliczką i cudownymi komnatami wykutymi w soli. Zrobiła nam niezłą reklamę, więc można spodziewać się nowych turystów ze Stanów, Wietnamu czy Boliwii :)  Ćwiczenia gramatyczne poszły całkiem sprawnie, po czym przyszedł czas na konw

Moje pierwsze florenckie popołudnie

Obraz
Moje pierwsze florenckie popołudnie spędziłam z rosyjsko-włoską parą. Spacerowałam sobie nad Arno (rzeką przepływającą przez Florencję) i zobaczyłam kobietę ustawiającą się do zdjęcia, które zostało zepsutę przez nadjeżdżający samochód. "Modelka" okropnie się zdenerwowała i zaczęła wyrzucać z siebie słowa, z których zrozumiałam tylko znane mi Vaffanculo (zainteresowanych znaczeniem zapraszam do guglania).  Gdy wytaczała z siebie kolejne słowa, spojrzałam na nią wymownie i wtedy zwróciła się do mnie z przeprosinami, że zazwyczaj tak nie mówi, ale ten cazzo przeszkodził jej w zdjęciu. Zaproponowałam (moim kaleczonym włoskim), że mogę jej zrobić zdjęcie z mężem i tak zaczęła się nasza krótka, aczkolwiek bójna znajomość. Moi towarzysze zaprowadzili mnie pod balkon Mona Lisy. Jego umiejscowienie jest podobno florencką tajemnicą i szczerze mówiąc nie znalazłam go u Wujka Google. Podobno osoba, która stanie pod tym balkonem będzia miała szczęście w miłości. Moi nowi znajomymi chyba

Pierwszy poranek

Obraz
Na początku było...śniadanie! Oczywiście po włosku - przepyszna kawa z mlekiem, tosty, sucharki i rogaliki, do tego dżem i nutella. Pewnie bym narzekała, bo nie jestem fanką takich śniadań, ale wszystko rekompensuje widok z tarasu, na którym siedziałam ucztując :)  Przy śniadaniu towarzyszyła mi gospodyni domu. Koślawym włoskim próbowałam opowiedzieć jej, jak wyglądała moja podróż do Florencji, dlaczego uczę się włoskiego i gdzie pracuję. Na szczęście jest przekochana i wyrozumiała, więc bardzo wspierała mnie w tej dyskusji i poprawiała moje śmieszne błędy. Kto wpadł na to, żeby spacerować (camminare) i zmieniać (cambiare) były tak bardzo do siebie podobne?!  Wychodząc ze śniadania trafiłam na studenta z Holandii, który też przyjechał tutaj uczyć się włoskiego. Szybko złapaliśmy kontakt i umówiliśmy się na wspólny spacer w celu znalezienia otwartego sklepu w niedzielę. We Włoszech niedziela jest chyba bardziej leniwa niż w Polsce - nawet niektóre restauracje są tego dnia zamknięte. Nas